Po co ci behawiorysta?

Kilka słów od Weroniki Ganowskiej, kociej behawiorystki „Kot kotu kotem” oraz Wolontariuszki Stukota 🙂

Kiedy adoptowałam swojego pierwszego kota moja wiedza na temat tego gatunku ograniczała się do zasłyszanych gdzieś stereotypów: niezależne, złośliwe, chodzące własnymi ścieżkami, skaczące po meblach stworzenia. Dlatego na większość pytań “co zrobisz w sytuacji x” zawartych w ankiecie przedadopcyjnej odpowiedziałam: “zadzwonię do behawiorysty”. Wydawało mi się to oczywiste: przecież kiedy kaszlę – idę do lekarza, a jak potrzebuję pomocy psychologicznej – do psychoterapeuty.

Wiedziałam, że istnieje taki zawód, jak behawiorysta zwierząt. Wiedziałam, choć ciężko mi powiedzieć skąd. Nigdy wcześniej nie korzystałam z jego usług. W domu rodzinnym mieliśmy psy. Psy były zawsze no i przecież wiadomo, jak to z psami. Muszą mieć jeść, pić i wychodzić na dwór. Nigdy nie mieliśmy z nimi problemów, które uznaliśmy za alarmujące. Nawet kiedy Bilbo gryzł nam buty podczas nieobecności domowników: trzeba je było po prostu lepiej chować. Problemów z wychodzeniem na smyczy nie było, bo mieliśmy ogród, a nad dietą nie zastanawialiśmy się w ogóle – na wsiach psy przecież jadły co popadło, więc kupowanie karmy z marketu i tak było poziom wyżej. 

Ani jak byłam nastolatką, ani później młodą dorosłą – nie zanegowałam swojej wiedzy na temat dobrostanu psów. Nie pomyślałam, że Bilbo gryzie buty, dlatego że nie radzi sobie z własnymi emocjami i należałoby mu pomóc. Że wychodzenie na ogród, żeby się załatwić to za mało i pies powinien mieć możliwość eksploracji terenu na spacerach poza ograniczoną działką. Że marketowe karmy mają często bardzo kiepski skład i w dłuższym rozrachunku przyczyniają się do problemów z nerkami, na które Bilbo ostatecznie zachorował. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ponieważ nie wiedziałam, że nie wiem. 

Z kotami było inaczej. O kotach nie wiedziałam nic i miałam tego pełną świadomość. Wspomniana wcześniej ankieta również przedstawiła mi potencjalne problemy, z którymi mogłam się mierzyć. Fundacja mi zaufała. Zgłoszona przeze mnie gotowość do poszerzania swojej wiedzy wystarczyła, żeby dać mi pod opiekę Tofu. Chęć słuchania uwag i rad oferowanych przez dużo bardziej doświadczone wolontariuszki została odebrana z życzliwością i cierpliwością. Do tej pory nie zadzwoniłam jednak do behawiorysty – sama zostałam behawiorystką.

Adopcja Tofu oraz stopniowe zagłębianie się w koci świat całkowicie mnie zafascynowały. Zaczęłam pochłaniać książki, uczestniczyć w kursach, poświęciłam mnóstwo czasu i energii żeby zdobyć dyplom COAPE. Przede wszystkim zaczęłam udzielać pierwszych konsultacji. O pomoc proszą mnie najczęściej ludzie, którzy, tak jak kiedyś ja, nie wiedzą, czego nie wiedzą. W przeciwieństwie jednak do mnie sprzed wielu lat: szukają. Niestety internet poza niesamowitymi możliwościami i niesie ze sobą także chaos informacyjny. Behawiorystyka, zwłaszcza kocia, jest relatywnie młodą nauką i nawet w pozornie specjalistycznych książkach jest dużo błędów, które ciężko jest wychwycić, kiedy nie ma się holistycznej i aktualnej wiedzy. Nie wspominając już o grupach na social mediach, gdzie więcej jest kłótni i wyzwisk niż merytoryki i wsparcia. A właśnie wsparcie w trudnej sytuacji jest równie istotne jak wiedza.

Zatem po co Ci behawiorysta? Żeby się dowiedzieć, czego nie wiesz. Że może być inaczej. Że z kotem da się stworzyć bardzo bliską relację. Że kot nie jest zdolny do bycia złośliwym, a jeśli załatwia się na poduszkę na pewno jest jakiś inny powód. Że dokocenie to często długi i trudny proces, ale dobrze przeprowadzony zapewni kotom możliwość życia w zgodzie. Że agresywnego kota da się odpowiednią terapią nauczyć zdrowego radzenia sobie z trudnymi emocjami. Że psikanie w kota wodą jedynie potęguje problem, ale istnieją inne metody. Że codzienna i poprawna zabawa z kotem jest bardzo ważna. Że nawet w małym mieszkaniu da się stworzyć przyjazną dla kota przestrzeń. Że Twoje uczucia i obawy są normalne i równie ważne dla behawiorysty, jak odpowiednia wielkość kuwety. Że warto prosić o pomoc specjalistę.

Moje doświadczenia z psami nauczyły mnie wielu rzeczy, ale przede wszystkim tego, jak ważna jest edukacja. Dlatego pośród wielu celów, jakie sobie wyznaczyłam rozpoczynając pracę w profesji behawiorysty najważniejszym jest szerzenie wiedzy. Łatwo jest wytknąć komuś błędy: że karma nie taka, że zabawki głupie, że drapak za krótki. Łatwo jest też sprawić, że człowiek zamknie się w sobie i nie będzie szukał pomocy ze strachu przed oceną. Nikomu to nie służy. A już na pewno nie zwierzętom, które ostatecznie cierpią najbardziej. 

Weronika

Wolontariuszka, Behawiorystka
Ogromna wiedza teoretyczna (kursy COAPE, certyfikaty i konferencje behawiorystyczne) oraz praktyczna (praca z kotami). Niezastąpiona pomoc, gdy trzeba ogarnąć Stukociaki!