Oposy z Ugorów w naszej izolatce

Kilka dni temu poproszono nas o zabranie kotki z pięcioma maluchami. Już niestety nie mamy miejsc dla kolejnych kotów, ani pieniędzy na ich utrzymanie, więc nie widziałyśmy szans, żeby przyjąć to zgłoszenie.

Odmowa pomocy ludziom i kotom to naprawdę trudna decyzja i za każdym razem wałkujemy temat do bólu, szukając chociażby cienia szansy.
Tu sytuacja wyglądała źle – miejsce dokarmiania kotów było wcześniej podpalane, zdarzały się otrucia kotów. Pozostawienie zwierzaków w tym miejscu byłoby wydaniem na nie wyroku.
Cóż, serce wygrało z rozumem – w sobotę, z samego rana Gosi udało się złapać mamę i jej pięć kociaków. Wszystkie pojechały do weterynarza na przegląd. Wiek kociąt oceniono na ok 4 tygodni. Ważą po 400 g, tyle co puszka karmy. Zostały odrobaczone, odpchlone, z ich małych dupek usunięto sporo kleszczy. Ten odruch serca kosztował nas jednorazowo 550 zł. A żwirek, jedzenie, podkłady, cykl szczepień to kolejne koszty, które ponosić będziemy aż do ich adopcji. Mamy już na utrzymaniu ponad 30 kotów, w tym kilka przewlekle chorych oraz wymagających zabiegów, operacji i intensywnego leczenia. Mimo, że bazarek zamknęliśmy ładną kwotą ponad 5 tys. zł, nie starczy to nawet na spłatę jednej faktury z lecznicy. A jednak wzięliśmy odpowiedzialność za kolejne 6 żyć.
Asia